piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 8

Rano obudziły mnie wkurzające promienie słońca wpadające przez okno. Niechętnie otworzyłam oczy. Wzięłam głęboki oddech i spokojnie wstałam z łóżka. Rozprostowałam wszystkie kości i poczułam suchość w ustach. Postanowiłam zejść na dół do kuchni i przejrzeć lodówkę "gwiazdeczek". Dochodząc do schodów  usłyszałam głośne krzyki wydobywające się z pomieszczenia do którego właśnie zamierzałam iść. Mimo tego, że poczułam chęć powrotu do pokoju to jednak postanowiłam przekroczyć próg kuchni. Nie zwracając uwagi na źródło krzyków, którym oczywiście byli chłopaki, otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej karton soku jabłkowego. Zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu jakiejkolwiek szklanki. Aż w końcu znalazłam. Wyciągnęłam przedmiot i postawiłam na blat kuchenny i nalałam soku. Wzięłam łyk i rozkoszowałam się jego smakiem. Nastała cisza. Spojrzałam znad szklanki i zobaczyłam pięć par oczu wlepionych we mnie.
-Co?- zapytałam zirytowana.
-Nie, nic.. tylko wyglądasz... tak... ładnie- na ustach Harry'ego pojawił się chytry uśmieszek.
-I masz coś do tego?- zapytałam ze złością w oczach. Słowo daję gdyby nie to, że za zabicie tego chłopaka poszłabym za kratki na długi czas, to on już dawno leżałby martwy.
-Po prostu- zaczął loczek, ale nie zdążył dokończyć, bo dostał od Liama przez łeb.
-Skończ już to Harry. Zapewniałem doktora, że Jasmine będzie miała spokój, a ty mi to tylko utrudniasz.- powiedział.-Uspokój się.-a teraz zwrócił się do mnie.- Zaraz przygotuję śniadanie usiądź.- poczułam głód, więc posłuchałam polecenia Payna i usiadłam pomiędzy Harrym a Zaynem.
-Albo po prostu zaproś ją na randkę- zaczął nagle pasiak.
-Pojedziesz ze mną na romantyczną przejażdżkę o zachodzie słońca?- zapytał wiewiórka książęcym głosem.
-Oczywiście, tylko nie zapomnij osiodłać swojego dzielnego, różowego rumaka.- powiedziałam przesłodkim głosikiem.
-Oj, facet, masz z nią przerąbane- powiedział Louis.
Już chciałam się odezwać, gdy przeszkodził mi Daddy.
-Smacznego- powiedział i postawił na stół wielki talerz naleśników, czekoladę, drzem i bitą śmietanę.
Na sam widok tego przepysznego dania uśmiechnęłam się. Wzięłam jednego naleśnika, posmarowałam go czekoladą i popsikałam bitą śmietaną. Wszyscy poszli w moje ślady.
-To ja się ogarniam i wychodzę, żeby nie było, że nie mówiłam.- oznajmiłam po skończeniu posiłku i wstałam od stołu.
-Sama?- automatycznie zapytał Liam i także wstał, reszta powtórzyła jego ruch.
-No, a niby z kim?
-No nie wiem, ale to jest nie bezpieczne żebyś tak sama chodziła gdziekolwiek. Może ci się zakręcić w głowie i możesz upaść i się uderzyć.
-Jejciu nie panikuj tak, nic mi nie będzie.
-Ja jestem za tym żeby poszła z którymś z was- odezwał się Mulat i pokazał palcem na chłopaków.- ja jestem umówiony z Perrie- szybko się wytłumaczył.
Czekaj.... czekaj... co on właśnie powiedział? Że niby z nimi? No to go teraz wyśmiałam. I pomyśleć, że zaczynałam go już trochę lubić.
-Ja też nie mogę jadę z Eleanor do jej rodziców- powiedział Louis.
-A ja spotykam się z Daniellle, dawno się nie widzieliśmy.- spuścił wzrok Liam.
-To ja z tobą pójdę- krzyknął Harry.
-A co własnego życia nie masz?- zapytałam.
-Jasmine, nie możesz tak, obiecałem, a ja słowa dotrzymuję.- powiedział skruszonym głosem Payn.
-Ale żaden z was nie może, a ja siedzieć tutaj nie będę.
-Ale ja nic nie powiedziałem- odezwał się cichy głos za nami.
Odwróciłam się do tyłu, żeby zobaczyć do kogo należał ten cichutki głos. Okazało się, że do Nialla.
-Pójdziesz z nim?- zapytał Daddy.
-Nie.
-Tak-odezwał się Zayn.
-Nie idę sama!- zaprotestowałam.
-Nie.

-Dobra, niech będzie-po długiej namowie uległa- ale niech tylko mnie jakieś paparatzzi dopadnie to obiecuje cała Wasza piątka będzie martwa- zagroziłam im.
-Nie masz się o co martwić, zamaskuje się, jestem do tego przyzwyczjony- wzruszył ramionami niebieskooki.
-Idę się przygotować- powiedziałam i poszłam na górę.
Weszłam do pokoju otworzyłam szafę i zaczęłam się jej przyglądać. Po długim namyśle wzięłam czarne rurki, czarną bokserkę z Jack'a Daniel'sa i białe krótkie converse.
 Buty odłożyłam na bok, a ciuchy wzięłam ze sobą do łazienki. Wzięłam prysznic, zrobiłam cienkie kreski eye linerem a maskarą podkreśliłam rzęsy. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Podniosłam z podłogi moja torebkę i jeszcze raz spojrzałam w lustro upewniając się, że na pewno jestem gotowa. Jak stwierdziłam, że tak, wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i chciałam już wołać Nialla, gdy nagle pojawił się przede mną z bananem na buzi. Spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem, a on się tylko jeszcze bardziej wyszczerzył.
-Idziemy?- zapytał.
W odpowiedzi tylko pokiwałam głową. Otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Szliśmy w ciszy. Co mi jakoś bardziej nie przeszkadzało, a wręcz byłam zadowolona. Co mi do tego blondyna jakoś nie pasowało. Ale w końcu musiał się odezwać.
-Gdzie idziemy?- zapytał.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami. Spojrzał na mnie dziwnie, a ja nie zwróciłam na niego uwagi, więc dalej szedł w ciszy.
Skręciłam na polną drogę, nie chcąc iść do centrum miasta, żeby nas nikt nie zobaczył. Jakoś nie mam chęci żeby gazety o mnie pisały. Szliśmy tak przez chwilę, aż znów Niall się odezwał.
-Mam do ciebie jedno pytanie.- oznajmił. Zwróciłam swój wzrok ku niemu.
-Ale nic mi nie zrobisz jak się zapytam?
-Pożrę cię w całości.- wywróciłam oczami.
-Ale ja pytam tak na serio.
-Nie wiem, nie zadałeś jeszcze pytania- powiedziałam.
-Wiesz, że wiemy o tobie niektóre rzeczy nie?
-Wiem i jakoś nie jestem z tego powodu szczególnie zadowolona.- chłopak zrobił smutna minę, a ja znów wzruszyłam ramionami.- Pytaj- pośpieszyłam go.
-Wiemy, że nie chodzisz do szkoły i zastanawia mnie dlaczego?- spojrzałam w niebo.
-Bo nie- odpowiedziałam krótko.
-Ale nie chodziło mi o taką odpowiedź. Jak nie chcesz to nie powiem nikomu. Ja po prostu nie rozumiem tego,. Marnujesz sobie życie.
-To jest moja sprawa co robię, to mi będzie ciężko a nie tobie. Ty masz własny świat a ja mam własny. Więc nie mieszaj się do mojego.
-Tak, wiem- zatrzymał się i złapał mnie za ramię, także zatrzymując- Możesz mi powiedzieć.
-Nie mieszaj się w moje życie. Powiedziałam.
-Proszę.
-Niall powiedziałam to nie twoja sprawa!-lekko podniosłam ton głosu- Odczep się. Jak będę chciała to sama powiem. Ale wątpię, że kiedykolwiek będę chciała.
Dalej blondyn szedł już w ciszy. Ani słowem się nie odezwał. Czy on myślał, że ja mu powiem? Głupi jest. Nikomu nie mam zamiaru mówić o własnym życiu. Niech ich to nie interesuję. Niech wsadzą nosy w swoje sprawy.

******
Mimo, iż pod ostatnim postem nie było żadnego komentarza to i tak dodaję nowy. Wiem, że tamten rozdział nie należał do najlepszych i wiem, że ten też wcale nie należy. Rozumiem, że może Wam się nie podobać. Ale jeśli macie jakieś uwagi to piszcie. Spróbuje się poprawić, bo tak to nie wiem na co mam zwrócić większą uwagę. 
Przepraszam, że tak mulę, ale troszkę mi smutno :(
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli.
Buziaki :***
Olcia :D



sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 7

Mam nawet własną łazienkę w pokoju. Jak fajnie, pełen wypas. Nie wiem po co oni to zrobili, ani jak to zrobili, ale kupili mi ubrania. Mam tu prawie całą szafę ciuchów i to wcale nie takich złych. Ci chłopacy są dziwni, prawie nie znają dziewczyny, a kupują jej ubrania i to jeszcze w dobrym rozmiarze i w jej stylu. Mam wrażenie, że chcą mi się przypodobać, ale wątpię, że im się to uda. Raczej ich nie polubię. Chociażby dlatego, że  są dla mnie zagadką,a ja nie darzę sympatią takich ludzi, za dużo krzyczą, a ten blondyn wciąż się rusza. Mógłby usiąść choć raz spokojnie na swoich czterech literach. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Jasmine, mogę wejść?- usłyszałam cichy głos któregoś z chłopaków za nimi.
-A co chcesz?- zapytałam obojętnie.
-No bo kolacja jest na stole, zajdziesz?
-Kolacja?
-Tak- ze zdziwieniem słyszalnym w głosie powiedział chłopak.
-Idę- odpowiedziałam szybko.
Usłyszałam jak chłopak odchodzi.Wzięłam do ręki szczotkę, którą wcześniej przyniosłam z łazienki, szybko przeczesałam włosy i nie zwracając więcej na nic uwagi wybiegłam z pokoju. Pobiegłam schodami w dół i zaraz znalazłam się w jadalni, gdzie piątka chłopaków siedziała już przy stole.
-Oo. Jasmine.- poruszył znacząco brwiami Harry.- siadaj obok mnie.
-Oo. Chłopiec z ogonem wiewiórki na głowie.- odgryzłam się.
-Jak śmiałaś tak powiedzieć? Nie chcę żebyś siadała obok mnie.- powiedział i zrobił obrażoną minę chłopak.
-Bo ci futrzak na głowie opadnie.
-Zazdrościsz mi moich seksi loczków, ja to wiem.- ponownie poruszył brwiami.
-Jasne, a może frytki do tego?- zapytałam ironicznie.
-Tak, poproszę, ale z ketchupem.
-Jaki ty tępy jesteś, chłopcze.
-Ja tępy?
-Nie no zapewne ja- powiedziałam sarkastycznie.
-I w końcu coś mądrego powiedziałaś.- uśmiechną się zadziornie Harry.
Spojrzałam się na niego gotowa mu się odgryźć, gdy nagle Niall nam przeszkodził.
-Uspokójcie się w końcu, ja tu jeść próbuję.- powiedział ze złością. Otworzyłam szeroko oczy.
-Jeść!- krzyknęłam i szybko usiadłam na jedyne puste miejsce, które znajdowało się oczywiście pomiędzy wiewiórką a Zayn'em. Zrobiłam sobie kilka kanapek i zaczęłam jeść. Po skonsumowania przygotowanych przez siebie kanapek zauważyłam, że wszyscy się na mnie patrzą.
-Co?- zapytałam.
-Jak ty to wszystko zjadłaś?- zapytał Louis.
-hymmm..., pomyślmy. Brałam każdą kromkę chleba do buzi, gryzłam i w magiczny sposób połykałam. powiedziałam ironicznie.
-No nie gadaj, ale to musiało być trudne.- odezwał się Harry.
-Oj, i wyobraź sobie, że było. Tym bardziej, że obok siedziałeś ty.
-Przestańcie!- krzyknął pasiak- chodziło o to, że jesz tyle co nasz Niall.
-I co z tego?
-Nie nic, ja tak po prostu, pasowalibyście do siebie, gdybyś tylko zrobiła się troszkę milsza dla innych.
-Chciałbyś.- powiedziałam.- No właśnie mam do ciebie sprawę- zwróciłam się do Mulata.
-Jaką?- zdziwił się.
-Nie teraz.- powiedziałam.
-A co chcesz być z nim na osobności?- odezwał się loczek.
-Wyobraź sobie, że to raczej nie twoja sprawa.- ironicznie się uśmiechnęłam.
-No jak nie? Niestety, skarbie Zayn jest zajęty.- powiedział z zadziornym uśmiechem zielonooki.
-I jaki to niby ma związek ze mną?
-Wiesz musisz wiedzieć, że nie masz szans maleńka.
-Pozwól, kochanie, że nie ty to będziesz osądzał- posłałam w powietrzu całusa wiewiórce.
-Żartujesz, prawda?- zapytał czekoladowooki.
-No co ty?
-Nie podoba mi się to- pokręcił głową Harry.
-Zamknij się- powiedziałam do loczka- idę spać.
Odwróciłam się i poszłam na górę do mojego chwilowego pokoju. Weszłam, otworzyłam szafę i zaczęłam szukać czegoś w czym mogłabym spać. Po długim czasie znalazłam jakąś luźniejszą koszulkę i leginsy. Poszłam do łazienki wzięłam prysznic i ubrałam się w wcześniej przygotowane ubrania. Spiełam włosy w luźnego koka i wyszłam z pomieszczenia. Od razu skierowałam się do łóżka. Od razu po położeniu się poczułam niezmierną chęć na papierosa. Potrzebuję Zayn'a. Przecież mam jego numer w telefonie. Jestem genialna!
"Zayn przyjdziesz do mnie do pokoju? Mam naprawdę ważna sprawę do ciebie."
Długo nie czekając dostałam odpowiedź:
"Okay, zaraz będę"
Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziałam automatycznie, a chłopak wszedł do środka.
-Hej, więc jaka to jest sprawa?- zapytał.
-Ty palisz, no nie?
-No tak.
-Dałbyś mi jednego papierosa? Proszę.
-Nie wiem czy mogę. Jak Liam się dowie to będzie na mnie.- powiedział przepraszającym głosem.
-A czy ktoś powiedział, że Daddy się dowie?- zapytałam. Chłopak się zaśmiał.
-Nikt nie powiedział, że Daddy się dowie.- wyciągnął z kieszeni paczkę fajek i mnie poczęstował.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się- jesteś moim zbawieniem.
-Spoko, tylko żeby Liam nic nie wiedział.- powiedział i skierował się do wyjścia.
-Obiecuję, cholera! Czekaj, masz ognia?
-Mam.- podszedł do mnie i podał mi zapalniczkę- spoko, jutro oddasz.
-Dzięki- znów się uśmiechnęłam, a Mulat ponownie skierował się do drzwi.
-Dobranoc- powidziałam.
-Dobranoc.- pomachał mi i opuścił pokój.
Gdy Zayn wyszedł otworzyłam okno i odpaliłam fajkę. Zaciągnęłam się jej dymem. Tak to w 100% było to czego potrzebowałam.

******

Cześć! Udało się dodałam nowy rozdział :) 
Nie byłam pewna czy mi się uda na ten weekend dodać, bo ostatni tydzień nauki, wystawianie ocen. A ja się w ostatnim momencie dowiedziałam, że jestem zagrożona z WOS-u. Kochana pani nauczycielka -,- Ale jest plus, wyszłam z zagrożenia :D ZDAM! 
A jak tam u Was są jedynki na koniec? Czy bez problemów do następnej klasy przechodzicie? Piszcie w komentarzach :)
Mam nadzieją, że kolejny rozdział pojawi się pod koniec tygodnia albo w weekend.
Buziaki 
Olcia :D

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 6

Nudy. Nudy. Nudy. Po tym jak dwa dni temu idąc ukradkiem na papierosa, którego po kryjomu pożyczyłam od jakiegoś doktora. Zatrzymała mnie pielęgniarka od "jedzenia" (nazywam ją tak bo zabroniła mi jeść!!!) i dała spory ochrzan, ponieważ zauważyła fajkę w mojej prawej ręce, a ja niby nie mogę palić. Tak, tak, tak gadać to ona może. No ale nie powiem w darciu się to ona chyba jest najlepsza. Z resztą nieważne. Czuję taką chęć żeby poczuć w ustach smak nikotyny, że zaraz wyjdę z siebie.! Nie mam pomysłów żeby coś wykombinować. Boję się tej kobiety, jakoś tak nie spodobała mi się. Chyba powinnam się zgodzić na pomoc chłopaków, inaczej nigdy stąd nie wyjdę i nie zaspokoję chęci na papierosa. Może trochę chamsko się zachowałam w stosunku do nich, ale należało im się. Powiedziałam, że mają nie wtrącać się w moje życie, a oni oczywiście mnie nie posłuchali, więc trudno. Choć muszę przyznać głosy to oni maja piękne, ale wątpię że im to kiedykolwiek powiem. No ale jakby pomyśleć trochę w przyszłość rok tutaj to jakiś koszmar. Chyba muszę się z nimi porozumieć. Jak to zrobić? Już wiem.
-Halo! Ludzie ja tu jestem!- zaczęłam krzyczeć.
-Przestań się tak drzeć, dziewczyno nie jesteś sama w tym szpitalu!- powiedziała podniesionym tonem brunetka, wchodząc do sali.
-Dobra już, dobra. Niech pani tak nie panikuję. Ja mam ważną sprawę.
-Ja nie panikuję! Jak ty się w ogóle odzywasz?
-Znaczy jak? Normalnie, chyba nie?
-No właśnie chyba nie! Jestem osobą starszą od ciebie, więc raczej powinnaś się do mnie zwracać z należytym szacunkiem.- powiedziała ze złością w głosie pielęgniarka.
-Właśnie "raczej"- powiedziałam z ironią, ale zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć zaczęłam ja mówić- Mi nie jest potrzebna lekcja szacunku tylko pomoc.
-Lekcja dobrych manier młoda damo. A jaka pomoc?
-Zadzwoni pani do tego chłopaka, tu mam jego numer, i powie pani żeby tu przyjechał?- zapytałam grzecznie. A niska brunetka wzięła ode mnie karteczkę i zaczęła się jej przyglądać.
-Chyba mogę.
-Ale niech pani nie mówi, że ja prosiłam, tylko tak po prostu niech przyjedzie. Dobrze?
-Okay.-przytaknęła- A jak zapyta dlaczego ma się zjawić?- po chwili spojrzała znad karteczki z numerem telefonu i zapytała.
-Nie wiem wymyśli pani coś. Ale mogłabym prosić o jak najszybszy telefon do chłopaka i żeby powiedzieć mu aby przyjechał sam?
-Dobrze, już idę.- powiedziała i opuściła pomieszczenie.
To teraz zostaje tylko czekać. Mam nadzieję, że się nie obraził i nie postanowi mnie olać. Wzięłam pilot od telewizora do ręki i włączyłam. Zaczęłam skakać po kanałach, bo jak zwykle nic nie było takie co ja bym mogła oglądać i się nie zanudzić na śmierć. Przeglądałam te programy chyba przez 15 minut aż w końcu trafiłam na kanał z muzyką. Wytrzeszczyłam oczy i podgłośniłam urządzenie. Z dołu ekranu pokazał się napis One Direction- "Live while we're young". A na środku ekranu piątka dobrze znanych mi chłopaków. Oni muszą być naprawdę sławni, że ich twórczość aż w telewizji pokazują. Po chwili piosenka się skończyła i zaczęły lecieć reklamy. Wyłączyłam urządzenie i odwróciłam się w stronę okna, patrząc w tak zwaną nicość.
Po trzech godzinach usłyszałam lekkie pukanie do drzwi.
-Tak?- odezwałam się.
-Cześć. Coś się stało?- wszedł do sali Liam i zapytał.
-Hmm... Cześć. Wszystko porządku, znaczy nie, znaczy tak, znaczy...-zaczęłam się jąkać.- ugh nieważne, idź już sobie.
-Nie po to tu przyjechałem żeby od razu jechać tak? Wiem, że masz jakąś sprawę więc mów.- zarządził brunet.
-No bo chodzi o... dobra nie ważne naprawdę.
-Ważne, powiedz, proszę.
-Czy pomógłbyś mi się stąd wydostać?
-Jednak?
-Jak nie chcesz to nie.- wzruszyłam ramionami.
-Spokojnie pomogę, zaraz wrócę- powiedział i wyszedł z sali Daddy. Spojrzałam na niego z rozkojarzeniem na twarzy. A on nawet się nie odwrócił tylko po prostu poszedł sobie.
Po dłuższej chwili czekania na tego durnia, zaczęłam się znów nudzić. Nagle drzwi się otworzyły a zza nich wyłonił się Liam i dr. Helkt.
-Dzień dobry, Jasmine- powiedział z uśmiechem mężczyzna.
-Dzień dobry- odwzajemniłam uśmiech.
-Znaczy chciałabyś wyjść?- zapytał doktor, a ja nic nie mówiąc pokiwałam głową na "tak".
-Dobrze, czyli ty- zwrócił się do Liam'a- musisz podpisać parę dokumentów, które mam w biurze, a ty- zwrócił się do mnie- możesz się zacząć pakować.
Wyszczerzyłam zęby i wstałam z łóżka. Z szafki wyciągnęłam jedyne rzeczy jakie tu miałam do ubrania i wyszłam z sali. Od razu skierowałam się do łazienki nie spoglądając na boki. Przebrałam się i z dumą z niej wyszłam. Wróciłam do pokoju wzięłam torbę i poszłam do gabinetu pana Helkt'a.
-Przez tydzień musisz mieć na Jasmine oko. Nie może się zbytnio przemęczać i denerwować. W razie jakichkolwiek problemów zgłoście się tutaj. Dobrze?- mówił mężczyzna.
-Oczywiście, nie będziemy spuszczać jej z oka. Przez najbliższy czas zamieszka u nas, a później się pomyśli.
Nie, jaka ja jestem głupia. Czemu ja nie pomyślałam, że będę musiała zamieszkać z nimi? Jak ja mogłam to sobie samej zrobić? Ale przecież teraz nie mogę zacząć się buntować. Wole być z nimi niż w szpitalu. Dobra, przetrwam to, albo sprawię, że sami będą chcieli się jak najszybciej mnie pozbyć. Co będzie mi na rękę.
-Czyli jest w dobrych rękach? Ma się rozumieć?- zapytał doktor.
-Tak- z uśmiechem na twarzy odpowiedział brunet.
-Bardzo się cieszę.
-Dziękuję- powiedziałam- Do widzenia
-Nie ma za co, do widzenia- powiedział lekarz.
Liam podpisał ostatnie dokumenty pożegnał się i opuściliśmy szpital. Wychodząc na dwór poczułam jak zimny wiaterek owiewa moje gołe ręce. W duchu uśmiechnęłam się. W końcu jestem wolna.
-Tam jest mój samochód- wskazał na czarne porsche chłopak.
Od razu skierowałam się do auta i zajęłam przednie miejsce pasażera. Chłopak usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Po chwili ruszył z parkingu. W samochodzie panowała cisza, która bardzo mi się podobała. Nie minęło dziesięć minut, a brunet zatrzymał się przed ogromnym białym domem z wieloma oknami. Wyłączył silnik i odpiął pas. Ja także pozbyłam się pasa i wysiadłam z auta. Skierowaliśmy się do dużych drzwi wejściowych. Chłopak je otworzył odtworzył puszczając najpierw mnie i wskazując kiwnięciem głowy żebym weszła, zaraz po mnie wszedł on sam. Na widok wnętrza mieszkania otworzyłam szerzej oczy.
Było idealnie aż za idealnie. Usłyszałam głośny krzyk dobiegający z pomieszczenia obok. Odwróciłam głowę a zza drzwi wybiegła czwórka chłopaków. Jeden po drugi krzycząc coś.
-Ooo... kogo my tu mamy?- zapytał Louis.
-A no siema!- krzyknęłam i odwróciłam się w stronę Liam'a- gdzie będę spała?- zapytałam.

-Chodź ja Ci pokażę- zaoferował Harry. A ja długo nie myśląc poszłam za nim na górę. No to zaczyna się zabawa, szybko się mną zmęczą.
******

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. 
Wiem jest późno, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. Koniec roku, trzeba oceny poprawiać. Obiecuję dodawać rozdziały szybciej, ale nie powiedziane, że mi się to uda. Bo nie mam dokładnych planów na wakacje.
Co do tego rozdziału to mam wrażenie, że wyszedł taki nijaki i wiem, że jest krótki, ale jakoś tak nie idzie mi pisanie długich rozdziałów. 
Bardzo dziękuję, że mimo teko, że tak rzadko dodaję rozdziały ktoś to czyta i komentuję :) Naprawdę się z tego cieszę.
Buziaki :*
Olcia :D