Nudy. Nudy. Nudy. Po
tym jak dwa dni temu idąc ukradkiem na papierosa, którego po kryjomu pożyczyłam
od jakiegoś doktora. Zatrzymała mnie pielęgniarka od "jedzenia"
(nazywam ją tak bo zabroniła mi jeść!!!) i dała spory ochrzan, ponieważ zauważyła
fajkę w mojej prawej ręce, a ja niby nie mogę palić. Tak, tak, tak gadać to ona
może. No ale nie powiem w darciu się to ona chyba jest najlepsza. Z resztą
nieważne. Czuję taką chęć żeby poczuć w ustach smak nikotyny, że zaraz wyjdę z
siebie.! Nie mam pomysłów żeby coś wykombinować. Boję się tej kobiety, jakoś
tak nie spodobała mi się. Chyba powinnam się zgodzić na pomoc chłopaków,
inaczej nigdy stąd nie wyjdę i nie zaspokoję chęci na papierosa. Może trochę
chamsko się zachowałam w stosunku do nich, ale należało im się. Powiedziałam,
że mają nie wtrącać się w moje życie, a oni oczywiście mnie nie posłuchali,
więc trudno. Choć muszę przyznać głosy to oni maja piękne, ale wątpię że im to
kiedykolwiek powiem. No ale jakby pomyśleć trochę w przyszłość rok tutaj to
jakiś koszmar. Chyba muszę się z nimi porozumieć. Jak to zrobić? Już wiem.
-Halo! Ludzie ja tu
jestem!- zaczęłam krzyczeć.
-Przestań się tak
drzeć, dziewczyno nie jesteś sama w tym szpitalu!- powiedziała podniesionym
tonem brunetka, wchodząc do sali.
-Dobra już, dobra.
Niech pani tak nie panikuję. Ja mam ważną sprawę.
-Ja nie panikuję! Jak
ty się w ogóle odzywasz?
-Znaczy jak?
Normalnie, chyba nie?
-No właśnie chyba
nie! Jestem osobą starszą od ciebie, więc raczej powinnaś się do mnie zwracać z
należytym szacunkiem.- powiedziała ze złością w głosie pielęgniarka.
-Właśnie
"raczej"- powiedziałam z ironią, ale zanim kobieta zdążyła coś
powiedzieć zaczęłam ja mówić- Mi nie jest potrzebna lekcja szacunku tylko
pomoc.
-Lekcja dobrych
manier młoda damo. A jaka pomoc?
-Zadzwoni pani do
tego chłopaka, tu mam jego numer, i powie pani żeby tu przyjechał?- zapytałam
grzecznie. A niska brunetka wzięła ode mnie karteczkę i zaczęła się jej
przyglądać.
-Chyba mogę.
-Ale niech pani nie
mówi, że ja prosiłam, tylko tak po prostu niech przyjedzie. Dobrze?
-Okay.-przytaknęła- A
jak zapyta dlaczego ma się zjawić?- po chwili spojrzała znad karteczki z
numerem telefonu i zapytała.
-Nie wiem wymyśli
pani coś. Ale mogłabym prosić o jak najszybszy telefon do chłopaka i żeby
powiedzieć mu aby przyjechał sam?
-Dobrze, już idę.-
powiedziała i opuściła pomieszczenie.
To teraz zostaje
tylko czekać. Mam nadzieję, że się nie obraził i nie postanowi mnie olać.
Wzięłam pilot od telewizora do ręki i włączyłam. Zaczęłam skakać po kanałach,
bo jak zwykle nic nie było takie co ja bym mogła oglądać i się nie zanudzić na
śmierć. Przeglądałam te programy chyba przez 15 minut aż w końcu trafiłam na
kanał z muzyką. Wytrzeszczyłam oczy i podgłośniłam urządzenie. Z dołu ekranu
pokazał się napis One Direction- "Live while we're young". A na
środku ekranu piątka dobrze znanych mi chłopaków. Oni muszą być naprawdę
sławni, że ich twórczość aż w telewizji pokazują. Po chwili piosenka się
skończyła i zaczęły lecieć reklamy. Wyłączyłam urządzenie i odwróciłam się w
stronę okna, patrząc w tak zwaną nicość.
Po trzech godzinach
usłyszałam lekkie pukanie do drzwi.
-Tak?- odezwałam się.
-Cześć. Coś się
stało?- wszedł do sali Liam i zapytał.
-Hmm... Cześć.
Wszystko porządku, znaczy nie, znaczy tak, znaczy...-zaczęłam się jąkać.- ugh
nieważne, idź już sobie.
-Nie po to tu
przyjechałem żeby od razu jechać tak? Wiem, że masz jakąś sprawę więc mów.-
zarządził brunet.
-No bo chodzi o...
dobra nie ważne naprawdę.
-Ważne, powiedz,
proszę.
-Czy pomógłbyś mi się
stąd wydostać?
-Jednak?
-Jak nie chcesz to
nie.- wzruszyłam ramionami.
-Spokojnie pomogę,
zaraz wrócę- powiedział i wyszedł z sali Daddy. Spojrzałam na niego z
rozkojarzeniem na twarzy. A on nawet się nie odwrócił tylko po prostu poszedł
sobie.
Po dłuższej chwili
czekania na tego durnia, zaczęłam się znów nudzić. Nagle drzwi się otworzyły a
zza nich wyłonił się Liam i dr. Helkt.
-Dzień dobry,
Jasmine- powiedział z uśmiechem mężczyzna.
-Dzień dobry-
odwzajemniłam uśmiech.
-Znaczy chciałabyś
wyjść?- zapytał doktor, a ja nic nie mówiąc pokiwałam głową na "tak".
-Dobrze, czyli ty-
zwrócił się do Liam'a- musisz podpisać parę dokumentów, które mam w biurze, a
ty- zwrócił się do mnie- możesz się zacząć pakować.
Wyszczerzyłam zęby i
wstałam z łóżka. Z szafki wyciągnęłam jedyne rzeczy jakie tu miałam do ubrania
i wyszłam z sali. Od razu skierowałam się do łazienki nie spoglądając na boki.
Przebrałam się i z dumą z niej wyszłam. Wróciłam do pokoju wzięłam torbę i
poszłam do gabinetu pana Helkt'a.
-Przez tydzień musisz
mieć na Jasmine oko. Nie może się zbytnio przemęczać i denerwować. W razie
jakichkolwiek problemów zgłoście się tutaj. Dobrze?- mówił mężczyzna.
-Oczywiście, nie
będziemy spuszczać jej z oka. Przez najbliższy czas zamieszka u nas, a później
się pomyśli.
Nie, jaka ja jestem
głupia. Czemu ja nie pomyślałam, że będę musiała zamieszkać z nimi? Jak ja
mogłam to sobie samej zrobić? Ale przecież teraz nie mogę zacząć się buntować.
Wole być z nimi niż w szpitalu. Dobra, przetrwam to, albo sprawię, że sami będą
chcieli się jak najszybciej mnie pozbyć. Co będzie mi na rękę.
-Czyli jest w dobrych
rękach? Ma się rozumieć?- zapytał doktor.
-Tak- z uśmiechem na
twarzy odpowiedział brunet.
-Bardzo się cieszę.
-Dziękuję-
powiedziałam- Do widzenia
-Nie ma za co, do
widzenia- powiedział lekarz.
Liam podpisał
ostatnie dokumenty pożegnał się i opuściliśmy szpital. Wychodząc na dwór
poczułam jak zimny wiaterek owiewa moje gołe ręce. W duchu uśmiechnęłam się. W
końcu jestem wolna.
-Tam jest mój
samochód- wskazał na czarne porsche chłopak.
Od razu skierowałam
się do auta i zajęłam przednie miejsce pasażera. Chłopak usiadł za kierownicą i
odpalił silnik. Po chwili ruszył z parkingu. W samochodzie panowała cisza,
która bardzo mi się podobała. Nie minęło dziesięć minut, a brunet zatrzymał się przed ogromnym białym domem z wieloma oknami. Wyłączył silnik i odpiął pas. Ja
także pozbyłam się pasa i wysiadłam z auta. Skierowaliśmy się do dużych drzwi
wejściowych. Chłopak je otworzył odtworzył puszczając najpierw mnie i wskazując
kiwnięciem głowy żebym weszła, zaraz po mnie wszedł on sam. Na widok wnętrza
mieszkania otworzyłam szerzej oczy.
Było idealnie aż za idealnie. Usłyszałam
głośny krzyk dobiegający z pomieszczenia obok. Odwróciłam głowę a zza drzwi
wybiegła czwórka chłopaków. Jeden po drugi krzycząc coś.
-Ooo... kogo my tu
mamy?- zapytał Louis.
-A no siema!-
krzyknęłam i odwróciłam się w stronę Liam'a- gdzie będę spała?- zapytałam.
-Chodź ja Ci pokażę-
zaoferował Harry. A ja długo nie myśląc poszłam za nim na górę. No to zaczyna
się zabawa, szybko się mną zmęczą.
******
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Wiem jest późno, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. Koniec roku, trzeba oceny poprawiać. Obiecuję dodawać rozdziały szybciej, ale nie powiedziane, że mi się to uda. Bo nie mam dokładnych planów na wakacje.
Co do tego rozdziału to mam wrażenie, że wyszedł taki nijaki i wiem, że jest krótki, ale jakoś tak nie idzie mi pisanie długich rozdziałów.
Bardzo dziękuję, że mimo teko, że tak rzadko dodaję rozdziały ktoś to czyta i komentuję :) Naprawdę się z tego cieszę.
Buziaki :*
Olcia :D
Bardzo mi się podoba ;D Jestem ciekawa co będzie dalej. Weny życzę ;) / Nokachi
OdpowiedzUsuńŚwietny. Czekam na nexta<3
OdpowiedzUsuńKiedy znowu napiszesz ??
OdpowiedzUsuń