piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 6

Nudy. Nudy. Nudy. Po tym jak dwa dni temu idąc ukradkiem na papierosa, którego po kryjomu pożyczyłam od jakiegoś doktora. Zatrzymała mnie pielęgniarka od "jedzenia" (nazywam ją tak bo zabroniła mi jeść!!!) i dała spory ochrzan, ponieważ zauważyła fajkę w mojej prawej ręce, a ja niby nie mogę palić. Tak, tak, tak gadać to ona może. No ale nie powiem w darciu się to ona chyba jest najlepsza. Z resztą nieważne. Czuję taką chęć żeby poczuć w ustach smak nikotyny, że zaraz wyjdę z siebie.! Nie mam pomysłów żeby coś wykombinować. Boję się tej kobiety, jakoś tak nie spodobała mi się. Chyba powinnam się zgodzić na pomoc chłopaków, inaczej nigdy stąd nie wyjdę i nie zaspokoję chęci na papierosa. Może trochę chamsko się zachowałam w stosunku do nich, ale należało im się. Powiedziałam, że mają nie wtrącać się w moje życie, a oni oczywiście mnie nie posłuchali, więc trudno. Choć muszę przyznać głosy to oni maja piękne, ale wątpię że im to kiedykolwiek powiem. No ale jakby pomyśleć trochę w przyszłość rok tutaj to jakiś koszmar. Chyba muszę się z nimi porozumieć. Jak to zrobić? Już wiem.
-Halo! Ludzie ja tu jestem!- zaczęłam krzyczeć.
-Przestań się tak drzeć, dziewczyno nie jesteś sama w tym szpitalu!- powiedziała podniesionym tonem brunetka, wchodząc do sali.
-Dobra już, dobra. Niech pani tak nie panikuję. Ja mam ważną sprawę.
-Ja nie panikuję! Jak ty się w ogóle odzywasz?
-Znaczy jak? Normalnie, chyba nie?
-No właśnie chyba nie! Jestem osobą starszą od ciebie, więc raczej powinnaś się do mnie zwracać z należytym szacunkiem.- powiedziała ze złością w głosie pielęgniarka.
-Właśnie "raczej"- powiedziałam z ironią, ale zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć zaczęłam ja mówić- Mi nie jest potrzebna lekcja szacunku tylko pomoc.
-Lekcja dobrych manier młoda damo. A jaka pomoc?
-Zadzwoni pani do tego chłopaka, tu mam jego numer, i powie pani żeby tu przyjechał?- zapytałam grzecznie. A niska brunetka wzięła ode mnie karteczkę i zaczęła się jej przyglądać.
-Chyba mogę.
-Ale niech pani nie mówi, że ja prosiłam, tylko tak po prostu niech przyjedzie. Dobrze?
-Okay.-przytaknęła- A jak zapyta dlaczego ma się zjawić?- po chwili spojrzała znad karteczki z numerem telefonu i zapytała.
-Nie wiem wymyśli pani coś. Ale mogłabym prosić o jak najszybszy telefon do chłopaka i żeby powiedzieć mu aby przyjechał sam?
-Dobrze, już idę.- powiedziała i opuściła pomieszczenie.
To teraz zostaje tylko czekać. Mam nadzieję, że się nie obraził i nie postanowi mnie olać. Wzięłam pilot od telewizora do ręki i włączyłam. Zaczęłam skakać po kanałach, bo jak zwykle nic nie było takie co ja bym mogła oglądać i się nie zanudzić na śmierć. Przeglądałam te programy chyba przez 15 minut aż w końcu trafiłam na kanał z muzyką. Wytrzeszczyłam oczy i podgłośniłam urządzenie. Z dołu ekranu pokazał się napis One Direction- "Live while we're young". A na środku ekranu piątka dobrze znanych mi chłopaków. Oni muszą być naprawdę sławni, że ich twórczość aż w telewizji pokazują. Po chwili piosenka się skończyła i zaczęły lecieć reklamy. Wyłączyłam urządzenie i odwróciłam się w stronę okna, patrząc w tak zwaną nicość.
Po trzech godzinach usłyszałam lekkie pukanie do drzwi.
-Tak?- odezwałam się.
-Cześć. Coś się stało?- wszedł do sali Liam i zapytał.
-Hmm... Cześć. Wszystko porządku, znaczy nie, znaczy tak, znaczy...-zaczęłam się jąkać.- ugh nieważne, idź już sobie.
-Nie po to tu przyjechałem żeby od razu jechać tak? Wiem, że masz jakąś sprawę więc mów.- zarządził brunet.
-No bo chodzi o... dobra nie ważne naprawdę.
-Ważne, powiedz, proszę.
-Czy pomógłbyś mi się stąd wydostać?
-Jednak?
-Jak nie chcesz to nie.- wzruszyłam ramionami.
-Spokojnie pomogę, zaraz wrócę- powiedział i wyszedł z sali Daddy. Spojrzałam na niego z rozkojarzeniem na twarzy. A on nawet się nie odwrócił tylko po prostu poszedł sobie.
Po dłuższej chwili czekania na tego durnia, zaczęłam się znów nudzić. Nagle drzwi się otworzyły a zza nich wyłonił się Liam i dr. Helkt.
-Dzień dobry, Jasmine- powiedział z uśmiechem mężczyzna.
-Dzień dobry- odwzajemniłam uśmiech.
-Znaczy chciałabyś wyjść?- zapytał doktor, a ja nic nie mówiąc pokiwałam głową na "tak".
-Dobrze, czyli ty- zwrócił się do Liam'a- musisz podpisać parę dokumentów, które mam w biurze, a ty- zwrócił się do mnie- możesz się zacząć pakować.
Wyszczerzyłam zęby i wstałam z łóżka. Z szafki wyciągnęłam jedyne rzeczy jakie tu miałam do ubrania i wyszłam z sali. Od razu skierowałam się do łazienki nie spoglądając na boki. Przebrałam się i z dumą z niej wyszłam. Wróciłam do pokoju wzięłam torbę i poszłam do gabinetu pana Helkt'a.
-Przez tydzień musisz mieć na Jasmine oko. Nie może się zbytnio przemęczać i denerwować. W razie jakichkolwiek problemów zgłoście się tutaj. Dobrze?- mówił mężczyzna.
-Oczywiście, nie będziemy spuszczać jej z oka. Przez najbliższy czas zamieszka u nas, a później się pomyśli.
Nie, jaka ja jestem głupia. Czemu ja nie pomyślałam, że będę musiała zamieszkać z nimi? Jak ja mogłam to sobie samej zrobić? Ale przecież teraz nie mogę zacząć się buntować. Wole być z nimi niż w szpitalu. Dobra, przetrwam to, albo sprawię, że sami będą chcieli się jak najszybciej mnie pozbyć. Co będzie mi na rękę.
-Czyli jest w dobrych rękach? Ma się rozumieć?- zapytał doktor.
-Tak- z uśmiechem na twarzy odpowiedział brunet.
-Bardzo się cieszę.
-Dziękuję- powiedziałam- Do widzenia
-Nie ma za co, do widzenia- powiedział lekarz.
Liam podpisał ostatnie dokumenty pożegnał się i opuściliśmy szpital. Wychodząc na dwór poczułam jak zimny wiaterek owiewa moje gołe ręce. W duchu uśmiechnęłam się. W końcu jestem wolna.
-Tam jest mój samochód- wskazał na czarne porsche chłopak.
Od razu skierowałam się do auta i zajęłam przednie miejsce pasażera. Chłopak usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Po chwili ruszył z parkingu. W samochodzie panowała cisza, która bardzo mi się podobała. Nie minęło dziesięć minut, a brunet zatrzymał się przed ogromnym białym domem z wieloma oknami. Wyłączył silnik i odpiął pas. Ja także pozbyłam się pasa i wysiadłam z auta. Skierowaliśmy się do dużych drzwi wejściowych. Chłopak je otworzył odtworzył puszczając najpierw mnie i wskazując kiwnięciem głowy żebym weszła, zaraz po mnie wszedł on sam. Na widok wnętrza mieszkania otworzyłam szerzej oczy.
Było idealnie aż za idealnie. Usłyszałam głośny krzyk dobiegający z pomieszczenia obok. Odwróciłam głowę a zza drzwi wybiegła czwórka chłopaków. Jeden po drugi krzycząc coś.
-Ooo... kogo my tu mamy?- zapytał Louis.
-A no siema!- krzyknęłam i odwróciłam się w stronę Liam'a- gdzie będę spała?- zapytałam.

-Chodź ja Ci pokażę- zaoferował Harry. A ja długo nie myśląc poszłam za nim na górę. No to zaczyna się zabawa, szybko się mną zmęczą.
******

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. 
Wiem jest późno, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. Koniec roku, trzeba oceny poprawiać. Obiecuję dodawać rozdziały szybciej, ale nie powiedziane, że mi się to uda. Bo nie mam dokładnych planów na wakacje.
Co do tego rozdziału to mam wrażenie, że wyszedł taki nijaki i wiem, że jest krótki, ale jakoś tak nie idzie mi pisanie długich rozdziałów. 
Bardzo dziękuję, że mimo teko, że tak rzadko dodaję rozdziały ktoś to czyta i komentuję :) Naprawdę się z tego cieszę.
Buziaki :*
Olcia :D

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba ;D Jestem ciekawa co będzie dalej. Weny życzę ;) / Nokachi

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy znowu napiszesz ??

    OdpowiedzUsuń