niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 4


Moment... Coś jest nie tak. To nie jest mój pokój. Gdzie ja jestem? Spojrzałam w okno, za którym widok mi dużo nie mówił. Był tam tylko niebieski budynek i szara barierka. Przestraszyłam się. Nic nie pamiętam, ostatnie wspomnienie, które przechodzi mi na myśl to, to że chciałam przejść przez pasy i iść do Sturburks'a. Ale co było dalej? Film mi się urwał, co się dzieje?. Nagle poczułam mocny ucisk w głowie z bólu, aż jęknęłam. Przed moimi oczami ukazał się brunet z niebieskimi oczami.
-Obudziłaś się. Jak się czujesz?- zapytał nieznajomy.
-Głowa mnie...- przerwałam swój monolog spojrzałam zdziwiona na chłopaka- Kim ty jesteś? A co najważniejsze gdzie ja jestem?- rozejrzałam się po całym pokoju. Wyglądało tu jak w szpitalu. Białe ściany, biała pościel i niewygodne łóżko. A sama ja byłam podpięta do jakieś... kroplówki? Wbiłam oczy w igłę wkłutą w mój nadgarstek, by chwile potem przenieść wzrok na bruneta, który się uśmiechnął.
-Jestem Liam Payne. Jesteśmy w szpitalu w Londynie.- Jednak dobrze myślałam, w co ja się znowu wpakowałam? Strasznie się przestraszyłam.
-Jak to w szpitalu?
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo nagle do sali wbiegała trójka chłopaków. Zaczęli przekrzykiwać się na wzajem.
-Nic Ci nie jest?
-Boli?
-Jak się czujesz?
Posłałam im wszystkim pytające spojrzenie. Liam zaczął ich uciszać.
-Jesteś tutaj, ponieważ poślizgnęłaś się gdy przechodziłaś przez pasy. Uderzyłaś się w głowę o krawężnik chodnika. Ja z Louis'em- wskazał palcem na chłopaka ubranego w koszulkę w paski, a ten mi pomachał- szliśmy z przeciwka. Podbiegliśmy do Ciebie i dotknołem twojej głowy. Była cała zakrwawiona. Od razu Louis zadzwonił po pogotowie i Cię zabrali.
-Martwiliśmy się o Ciebie i od wczoraj tu jesteśmy.- wyszczerzył się pasiak.- dzwoniliśmy po Twoich rodziców ale Twój tata powiedział, że są za granicą i załatwiają ważne sprawy. I że przyjadą dopiero za 4dni. Powiedziałem, że od dwóch dni się nie obudziłaś ale w słuchawce usłyszałem tylko śmiech mężczyzny. A jesteś nie pełnoletnia, nie możemy Cię tu zostawić.- dokończył chłopak.
- To nie jest mój ojciec!- krzyknęłam- kto Wam w ogóle kazał do nich dzwonić? Po co się wtrącacie w moje życie? Ja Was nie znam i jakoś tak nie chcę poznać!
-My nie chcemy źle. Nie krzycz na nas. Nie wiedzieliśmy o tym. W telefonie miałaś zapisany ten numer jako "mama". Niepokoił Nas Twój stan zdrowia.- Powiedział ze smutkiem blondyn.
-Kto Wam pozwolił szperać w mojej komórce?- byłam wkurzona.
-Jasmine nie możesz się denerwować. Stres źle wpływa na Twój stan.- powiedział z troską w głosie Payn.
Zmierzyłam całą grupkę ciołków wzrokiem po czym odwróciłam się tyłem do nich i zamknęłam oczy. Chwilę potem usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi i spokojnie zasnęłam.

*Rano*
-Obudź się, za chwilę jedziesz na badania- obudził mnie męski głos.
-Zaraz...- otworzyłam oczy i ujrzałam blondyna. Zauważyłam z tej perspektywy coś znajomego w nim. Zaczęłam się mu głębiej przyglądać.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?- zadał mi pytanie, a reszta chłopaków w tym samym czasie wbiegła do pomieszczenia i chórem krzyknęli „cześć” a ja posłałam im wymuszony uśmiech.
-Poczekaj... Nandos, to ty wylałeś na mnie colę!
-Mówiłem, że nie możesz się tak denerwować- powiedział zatroskany Liam.
-Oczywiście, ojcze- powiedziałam ze słyszalnym sarkazmem w głosie.- Ja się z Tobą policzę jesteś mi winny moja ulubioną bluzkę, przez Ciebie plama nie chce zejść.!
-Przepraszam ja naprawdę nie chciałem. Proszę nie bij w buzię, ona jest znana i kochana.- zrobił słodkie oczka.- A tak w ogóle to jestem Niall.
-Jasne. Zobaczy się. Kochana.-parsknęłam śmiechem.- uciszcie się w końcu.- krzyknęłam do sprzeczających się o coś chłopaków. W tej samej chwili do sali wszedł wysoki stary mężczyzna z białym fartuchem na sobie i łysa głową.
-Dzień dobry, Jasmine. Nazywam się doktor Helkt, muszę Cię zabrać na badania. Teraz przeniosę Cię na wózek.- podniósł mnie i posadził na pojazd. Wyjechaliśmy.
Po dwóch godzinach byłam z powrotem w niewygodnym łóżku. A chłopaki siedzieli obok mnie.
-Dzisiaj musimy wyjść od Ciebie wcześniej.-powiedział smutnym głosem Louis.
-To pa- uśmiechnęłam się.
-Ja wiem będziesz za nami tęskniła ale dzisiaj dajemy koncert w Londynie, nie możemy go odwołać- zrobił seksowny uśmiech chłopak z burzą loków na głowie.
-Wy koncert?- zdziwiłam się.
Wszyscy pokiwali głowami po czym wyszli z pomieszczenia, machając mi na pożegnanie.
Chwileczkę… koncert? Oni mają talent? Solowa kariera czy może zespół? Dobra nie ważne. Nie wiem co mnie to w ogóle obchodzi. Może jest tłum nastolatek szalejących za nimi (w co wątpię) ale na pewno ja do tego grona nie należę. Raczej bym pamiętała swoich idoli.
Zauważyłam na stoliku obok mojego „łoża” stos czasopism, wzięłam jedno do ręki i zaczęłam czytać. Po jakimś czasie spojrzałam na zegarek, przez cztery godziny zdążyłam przeczytać cały stos tej bezsensownej makulatury. Prawie każdy artykuł był o nieszczęśliwej miłości, nie cierpię takich tematów. Znaczy… to nie to, że nie mam chłopaka i jestem zdesperowana, ale dla tego, że wszędzie jest tego pełno aż rzygać się chcę. Nagle poczułam jak burczy mi w brzuchu. Od dawna nic nie jadłam, to jest nie dopuszczalne! Gwałtownie się podniosłam, czego od razu pożałowałam. Poczułam silny ucisk w brzuchu po czym rzuciłam się na łóżko, czego także pożałowałam. Zaczęłam się rozglądać po sali. Co zrobić żeby kogoś zawołać? Moje oczy nie dostrzegły nic co przykuło moja uwagę, więc zaczęłam krzyczeć.
-Halo.! Jestem głodna! Dajcie mi jeść!- Automatycznie w sali znalazła się niska brunetka w różowym fartuchem na sobie.
-Co się dzieje?
-No przecież powiedziałam: dajcie mi jeść!- krzyknęłam z irytacją.
-Pni była niedawno na badaniach, prawda?- zapytała kobieta.
-Tak, ale co z tego?
-Nie może pani jeść do końca dnia, ponieważ wieczorem ma pani kolejne badania. A zjedzenie czegokolwiek nie wpłynie dobrze na wyniki.- powiedziała ze smutkiem w głosie brunetka.
-To jest żart, prawda? Chyba sobie śnicie, że ja nic nie zjem do jutra!- krzyknęłam.
-Ale.. ja nic… nie poradzę…- zaczęła jąkać się pielęgniarka.
-No nie.! Chociaż kanapkę.
-Niestety nie możemy Ci dać jeść, już mówiłam może źle to wpłynąć na wyniki.-powiedziała.
-Wie pani co? Nie ważne i tak coś wymyślę, a teraz niech pani już stąd idzie.-zrobiłam wymuszony uśmiech i odwróciłam się do kobiety tyłem.
-Przykro mi.-powiedziała brunetka, a po chwili wykonała moje polecenie i opuściła pomieszczenie.
Nie wierze.!? Co ja takiego zrobiłam, że świat jest przeciwko mnie? Najpierw budzę się w jakiejś białej sali, potem poznaję bandę trzepniętych chłopaków a na sam koniec nie chcą mi dać jeść. Co za podsumowanie dnia. Masakra. 
*****

Wydaje mi się, że jest trochę dłuższy... ale nie do końca. Ciężko mi się piszę długie rozdziały. :( Ale na pewno pojawią się takie :)
Bardzo dziękuję za to, że jesteście ze mną i komentujecie to co napiszę.
Buziaki
Olcia :D

2 komentarze:

  1. Po pierwsze , sorka , że teraz dopiero komentuje ale wcześniej nie widziałam rozdziału . Jest ona bardzo fajny wiesz ? NIESAMOWITA AKCJA . Czytam twojego bloga ponieważ bardzo , ale to bardzo się mi spodobał i mam zamiar dalej go czytać , więc bardzo cię proszę o dodanie szybko rozdzialiku :** . Masz talencior wiesz ? :) . Bardzo fajnie sklejasz pojedyncze słówka w całość i wychodzi ci na prawdę coś pięknego . PROSZE CIE O TO , ABYŚ SIE NIE SMUCIŁA I NIE ZAŁAMYWAŁA , ZE MASZ TAK MAŁO KOMENTARZOW . One się nie liczą , liczy się to co robisz . Wiem , że cieszyłabyś się gdyby było ich sporo , ale jednak nie ma .. JEDNAKŻE JA go zawsze będę komentować i na mnie możesz liczyć . Dziękuje ci jeszcze raz bardzo za rozdziałek .

    Masz FENOMENALNY BLOG ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak wgl owszem rodział jest nie co dłuższy : )

    OdpowiedzUsuń